Strony

14 lutego 2018

Od Chanyeol'a C.D: Mike

     W szpitalu spędziłem całe dwa tygodnie, z czego przez dwa dni byłem nieprzytomny. Chciałem wyjść wcześniej, jednak zostałem zatrzymany na dłużej i gdyby nie pomoc opiekuna, trzymaliby mnie przez kolejny tydzień. Antonio pomógł mi załatwić sprawy z policją i umówił mnie na kontrolę w szpitalu. Zapewnił też, że będę miał dobrą opiekę i tylko dlatego lekarze zgodzili się na wcześniejsze zwolnienie. Mimo to nie okazałem opiekunowi należytej wdzięczności i rozstałem się z nim zaraz po wyjściu ze szpitala. Przytłaczał mnie fakt, że byłem w centrum uwagi i chciałem jak najszybciej zniknąć z pola widzenia innych.
     Nawet po upływie dwóch tygodni byłem obolały, ale zdecydowałem się na samotny spacer do szkoły. Miałem w końcu czas, by zebrać myśli i wszystko sobie poukładać. Przy okazji wstąpiłem do apteki i zaopatrzyłem się w bandaże. Oczywiście tak na prawdę nie miałem zapewnionej "dobrej opieki", Antonio trochę wyolbrzymił ten argument. Sam potrafiłem o siebie zadbać i już nie raz zajmowałem się opatrywaniem ran. Gdy przeszedłem  większą część drogi do szkoły, usiadłem na ławce żeby złapać oddech. Spojrzałem na swoje ręce. Miałem w sumie trzy opatrunki - dwa mniejsze na nadgarstkach, które miały chronić niewielkie już otarcia, oraz jeden duży na przedramieniu. Rany były głębokie i wymagały szycia, więc przez dłuższy czas będę musiał owijać rękę bandażem. Westchnąłem cicho pod nosem i spuściłem wzrok. Czym sobie na to zasłużyłem? To ja byłem w tym wszystkim ofiarą... Nabawiłem się kolejnych blizn i prawie umarłem. Gdyby nie Mike, na pewno już...

- O cholera, Mike! - prawie krzyknąłem.
     Mike przecież to widział... Widział tyle krwi, musiał dzwonić po karetkę i na pewno miał przeze mnie problemy. Zerwałem się z ławki i ignorując lekki ból ruszyłem przed siebie. Nie odzywałem się do Mike'a przez dwa tygodnie... Z resztą, nawet nie miałem telefonu, bo nie zabrałem go, gdy szliśmy wtedy na spacer. Powinienem jak najszybciej znaleźć Mike'a, podziękować mu i go przeprosić...
Dotarłem do szkoły szybciej, niż myślałem. Było późne popołudnie i większość uczniów kręciła się na zewnątrz, więc odruchowo założyłem bluzę, mocno naciągając rękawy. Rozejrzałem się niepewnie.
- Gdzie powinienem pójść? - mruknąłem sam do siebie.
Najpierw odwiedziłem bibliotekę, jednak tam go nie zastałem. Zajrzałem na salę gimnastyczną, siłownię, a nawet basen. Nie sądziłem, żeby był teraz w parku czy w lesie, więc ruszyłem w stronę stołówki. Było koło 16, a tym samym na stołówce wydawano obiady. Może Mike poszedł coś zjeść...
Na moją niekorzyść sporo uczniów przyszło na stołówkę, jednak postanowiłem nie rezygnować i zacząłem się rozglądać.
Mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy dostrzegłem drobnego chłopaka siedzącego przy jednym z wolnych stolików. Obok niego siedział jakiś obcy uczeń.
- Mike! - krzyknąłem, by zwrócić na siebie uwagę i zaraz po tym ruszyłem w jego kierunku.
Chłopak odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Stanąłem niepewnie w miejscu, nie wiedząc, czy powinienem podejść bliżej. W końcu sprawiłem mu niemało problemów... Ostatecznie zebrałem się na odwagę i podszedłem do stolika, przy którym siedział. 
- Mogę się dosiąść? - spytałem, uśmiechając się lekko.
- Pewnie. - pokiwał głową. - Jak się czujesz? Już cię wypuścili?
- Jak widać tak, chociaż chcieli mnie zatrzymać. - zaśmiałem się cicho. - Czuję się nie najgorzej, chociaż jestem trochę obolały. - dodałem uspokajająco. 
Przez chwilę bawiłem się palcami, nie wiedząc, jak mu podziękować. Przeniosłem wzrok na obcego chłopaka. Jego obecność sprawiła, że straciłem pewność siebie. Przygryzłem wargę, jakby na znak zdenerwowania, po czym spojrzałem na Mike'a.
- Słuchaj, Mike, ja... Dziękuję. - powiedziałem w końcu. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny... Gdyby nie ty, pewnie już... No, już by mnie tu nie było.
Towarzysz Mike'a spojrzał na mnie z niechęcią. Ten prosty gest zrównał z ziemią resztki mojej odwagi.
- Tylko nie mieszaj go w nic co go narazi, bo serio sprawię, że cię nie będzie. - rzucił obcy.
- W nic mnie nie miesza. - mruknął Mike.
     Uśmiechnąłem się pod nosem. Obcy, najprawdopodobniej chłopak Mike'a, trafił w samo sedno. Mieszanie siebie i innych w niebezpieczne sprawy to wręcz moja specjalność. W mojej głowie zrodziło się zwątpienie. Chyba nie powinienem zadawać się z Mike'em... Ani z innymi uczniami. Stanowię za duże zagrożenie. Zwróciłem spojrzenie na obcego i wytrzymałem jego niechętny wzrok.
- Twój towarzysz może mieć rację, Mike. Zadawanie się ze mną może być niebezpieczne. - odparłem z uśmiechem, nie patrząc na przyjaciela. - Rozumiem, że się o ciebie martwi. W każdym bądź razie, jeszcze raz dziękuję i przepraszam, że musiałeś przez to przejść z mojej winy. - dodałem na zakończenie. - Pójdę do siebie, nie będę wam już przeszkadzał.
Mike spojrzał na chłopaka, a tamten westchnął.
- Możesz z nami zostać, poniosło mnie, po prostu o niego dbam. - powiedział, po czym pocałował dłoń Mike'a.
- Domyślam się. - odparłem przyjaźnie. - Mimo wszystko i tak miałem już iść. Muszę zmienić opatrunek. - spojrzałem odruchowo na rękę schowaną w rękawie bluzy. - Może później się zobaczymy.
     Pożegnałem się z Mike'em i jego chłopakiem. Zaraz po wyjściu ze stołówki skierowałem się w stronę dormitoriów, pogrążając się w myślach. Ucieszył mnie fakt, że Mike ma chłopaka, który tak o niego dba. W końcu zawsze warto mieć kogoś po swojej stronie.
Jak się okazało, mój współlokator gdzieś wybył. Wyjątkowo było mi to na rękę. Zdjąłem bluzę i zabrałem się za rozwiązywanie opatrunku na przedramieniu. Gdy tylko zdjąłem bandaż, z rany pociekło trochę krwi. Skrzywiłem się na ten widok i ze smutkiem stwierdziłem, że rozcięcie nie zagoi się zbyt szybko. Poszedłem do łazienki i delikatnie przemyłem ranę, posykując przy tym cicho. Po upewnieniu się, że jest czysta i dokładnie wytarta, zabrałem się za zakładanie czystego opatrunku. Zakładanie bandaża jedną ręką szło mi trochę niezdarnie, ale i tak byłem zadowolony ze swojego dzieła. Teraz wystarczyło tylko dobrze maskować bandaż pod rękawem, żeby nikt go nie zobaczył.
     Całe to wydarzenie umocniło mnie w przekonaniu, że muszę bardziej uważać. Skoro znaleźli mnie nawet tutaj, na innym kontynencie... Pocieszający był fakt, że teraz pewnie uważają mnie za martwego i będę miał trochę spokoju. No i dobrze, że Mike nie ucierpiał... Zdążyłem go polubić. Zdecydowałem, że na wszelki wypadek ograniczę z nim kontakty. Albo przynajmniej nie będę wychodził z nim poza teren szkoły... Tylko tak mogę zadbać o jego bezpieczeństwo.
Po około godzinie odpoczywania w pokoju zacząłem się nudzić. Nie chciałem przeszkadzać Mike'owi i jego chłopakowi, ani nie miałem ochoty na inne spotkania, więc poszedłem do biblioteki, żeby wypożyczyć jakąś książkę. Potem będę musiał nadrobić szkolne zaległości, więc miałem zamiar wykorzystać ostatnie chwile odpoczynku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz