Czas mijał szybko, szczególnie gdy życie nie
trwało w ciągłej rutynie. Raz skupiałem się na nauce, raz spędzałem czas z
Saszą. Mimo wszystko moje myśli wciąż zajmował Chan. Parę razy widziałem się z
nim na korytarzu, zapytałem o to jak się czuje, ale na tym zwykle nasz kontakt
się kończył. Dziś miałem chwilę nudy, bez nauki i Saszy. Pierwsze starałem się
odstawić na później, nie przesadzać z nią, a drugi udał się na siłownię. Z tego
też powodu postanowiłem, że zaczepię Chanyeola, o ile ten znajdował się w swoim
pokoju. Naciągnąłem przez głowę swoją bluzę i po poprawieniu włosów udałem się
do jego pokoju, który również z kimś dzielił. Zapukałem i odczekałem na możliwą
odpowiedź. Chwilę zacząłem się stresować, że może nie jest to odpowiednia pora,
ponieważ chłopak nie otwierał, ale ostatecznie to zrobił.
- O, Mike – wyglądał na ucieszonego. - Co cię tu sprowadza?
- Chciałem dowiedzieć się jak się czujesz –
oznajmiłem z miłym uśmiechem.
- Nie za dobrze, ale nie jest też aż tak źle.
Mogło być dużo gorzej – zaśmiał się pod nosem. - Dziękuję za troskę.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytałem.
Szczerze chciałem wiedzieć, czy mógłbym coś dla
niego zrobić. W końcu mało kto mówił szczerze, że się źle czuje. A jak już to
robił, to raczej nie żartował tylko mógł potrzebować pomocy. Nie znałem tak
naprawdę Azjaty i nie wiedziałem z czym dokładnie ma problem. Dlatego wolałem
dopytać, ogłosić mu, że w razie czego chętnie mu pomogę. Nie mogłem przecież
też robić niczego na siłę. Ale mimo wszystko chciałem by wiedział, że w razie czego
może zawsze się do mnie odezwać.
- Już wystarczająco mi pomogłeś – poklepał mnie przyjacielsko
po ramieniu. - Nie musisz tak się mną przejmować.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie wiem... - zaśmiałem się. - Może jestem
męczący.
- Gdzie tam – również się zaśmiał. - Cenię sobie
twoje towarzystwo, jesteś dobrym przyjacielem.
Zaledwie pokiwałem głową. Poczułem się jak idiota,
który mu tylko marnuje czas. Właściwie to po co przyszedłem? Przecież jego
odpowiedź była raczej oczywista. Mogłem się jej domyślić, a tak tylko mogłem mu
przeszkadzać. Nachodziłem go w jego własnym pokoju. Czy na pewno chciał w ogóle
tego kontaktu? Zwał mnie przyjacielem, ale przecież nawet się nie znaliśmy za
bardzo. Raz wyszliśmy na wspólny spacer, wylądował po tym w szpitalu. Zagadał
raz do mnie na stołówce, powiedzieliśmy sobie „hej” na korytarzu. To była
raczej znajomość niż przyjaźń. I w sumie nie szukałem nowych przyjaciół.
Stresowała mnie ta myśl tak właściwie. Starczył mi Sasza i Lars. Ale też nie
chciałem zrywać kontaktu z Chanem ot tak. Sam chyba się zaczynałem gubić we
własnej logice.
- Coś się stało? Wyglądasz trochę niewyraźne...
- Ach, nie. Wybacz – uśmiechnąłem się do niego
ponownie. – Chyba jestem po prostu przemęczony ostatnio… Sory.
- Nie musisz za nic przepraszać, ile jeszcze mam
to powtarzać? – powiedział z groźną miną. Choć było to żartobliwe, ja i tak
szybko uciekłem wzrokiem lekko się spinając. - W takim razie powinieneś się
położyć. Możemy spotkać się jutro.
- I tak nie zasnę, więc… No... – pokręciłem głową.
– Nie będę ci już przeszkadzał.
- Masz problem ze snem? - zamyślił się. - Jak
chcesz możemy gdzieś się przejść.
- A nie, nie mam – zaśmiałem się. – Po prostu nie
lubię spać za dnia.
- Hm, rozumiem. Gdy ja jestem przemęczony zasypiam,
gdzie popadnie, ale w końcu nie każdy musi tak mieć – uśmiechnął się lekko, a
ja pokiwałem lekko głową.
- A co do spaceru to nie wiem. Zależy od ciebie.
Nie zamierzam cię do niczego zmuszać…
- Chyba brakuje ci trochę pewności siebie – rzucił
żartobliwie, choć miał rację. - Jesteśmy
przyjaciółmi, możesz mnie zmuszać do czego chcesz. Jak dla mnie możemy iść na
spacer, nie ma problemu. A ty tego chcesz?
- A… Ech… - westchnąłem, spoglądając na okolice
jego ust, miast w oczy. – Tak, brakuje… Po prostu nie chcę byś czuł, że musisz
ze mną gdzieś iść. Bo generalnie chciałem tylko sprawdzić co u ciebie. Ale też
nie mam nic przeciwko temu pomysłowi…
Zacząłem delikatnie pocierać lewą dłoń za pomocą
prawej, okazjonalnie ją również ugniatać. Zaczynała mnie trochę stresować ta
rozmowa. Trwała już zbyt długo, a ja zacząłem za bardzo mieszać. No i
generalnie coś w ogóle tu nie szło. Ale tak już miałem z obcymi osobami. Za
bardzo się stresowałem ich możliwymi myślami oraz tym, że mógłbym im
przeszkadzać. Wydawać się mogło, że najlepszym na to sposobem byłoby zwyczajnie
nie wchodzić w interakcję z innymi ludźmi, ale nie zawsze wychodziło. Teraz na
przykład było już za późno na zwykłe wycofanie się. Chyba.
- Zagmatwane to wszystko - zaśmiał się. - To może
po prostu pójdziemy?
- Okey – kiwnąłem lekko głową. – Dokąd tym razem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz