Swoim zwyczajem martwiłem się o mojego nowego
znajomego. Czy na pewno nic mu się nie stało? Była późna pora jak wtedy
odszedł. Większość sklepów jest o tej godzinie zamkniętych, więc nawet nie wiem,
gdzie on się niby zamierzał udać. Do tego wszystkiego czy na pewno znał
okolicę? Westchnąłem i pokręciłem głową. Przecież na pewno sobie poradził.
Zgubić się nie zgubił ani nic. Bo co mu się miało stać? Wrócił pewnie do siebie
i tyle, a ja jak zwykle tylko za dużo na tym myślałem. Westchnąłem ciężko i mimowolnie
warknąłem. Za dużo myślę, tak zdecydowanie jest to mój problem. Mimo wszystko z
jakiegoś powodu nie umiałem nad tym zapanować. Dobrze przynajmniej, że Saszę
coraz mniej męczyłem. Byłem świadom tego, że jestem męczący. Szczególnie, kiedy
kończyło się na tym, że czuł się zmuszony do pocieszania mnie. Nie! Koniec
tego. Ustaliłem, że w końcu się wezmę w garść. Nie mogłem przecież pozwolić
przeszłości zająć moją głowę.
O właśnie, zajmowanie głowy. Wyszedłem przed
zajęciami chwilę pobiegać by oczyścić umysł, a tylko bardziej go zaśmiecałem
myślami. Koniec z tym. Przestań myśleć. Ciesz się w miarę ładną pogodą. W końcu
trochę wyszło słońca, mimo że było strasznie zimno. Nawet w trakcie biegania
potrzebowałem mieć na sobie bluzę. Bez ruchu zapewne aktualnie byłbym w kurtce.
Nie lubiłem za bardzo zimna, ale z drugiej strony też byłem do niego w miarę
przyzwyczajony. Nie marzłem tak łatwo jak niektórzy.
I w tym momencie zauważyłem swojego wczorajszego towarzysza.
Zdecydowanie nie był w dobrym stanie. No w końcu jak niby miał być, kiedy tak
obficie krwawił. Dobiegłem do niego i jak ten idiota zacząłem go wypytywać,
zamiast mu pomóc. W tym momencie wszystko jakby uleciało z mojej głowy. A może
nie zauważyłem dokładnie w jakim stanie był? Zdołałem zaledwie zadzwonić po karetkę,
a następnie pilnować jego pulsu oraz krwotoku. Starałem się go zablokować na czas
przybycia sanitariuszy. To na szczęście nie trwało długo. Z drugiej strony to
się nie liczyło. Chłopak zwyczajnie umierał, a ja głupi nie umiałem nic w tej
sytuacji zrobić.
Nie wiem w sumie co się po tym działo. Miałem jego
krew na rękach i ciuchach. Jak w transie wróciłem do dormitoriów. Nie
wiedziałem w sumie co robić. Czułem się zagubiony. Znałem tylko jedną osobę,
która mogła mi w tej sytuacji pomóc. Zapukałem do drzwi swojego chłopaka i z trudem
powstrzymywałem łzy. Nie wiem już czy to wszystko było spowodowane poczuciem
winy czy też może przez własną bezsilność. Mogłem się jednak spodziewać tego,
że Saszy nie będzie. Zbliżały się zajęcia, zapewne jadł aktualnie śniadanie na
stołówce. Z tego też powodu wyjąłem z kieszeni telefon. Zrezygnowałem jednak z
rozmowy, zastępując ją sms’em.
07:24:45
Gdzie jesteś?
07:24:56
W stołówce,
myszko
07:25:20
Przyjdziesz proszę?
Do twojego pokoju…
07:25:26
Okey skarbie,
coś się stało?
07:25:41
Po prostu… Przyjdź proszę
Nie minęło długo, kiedy to Sasza pojawił się na
korytarzu. Widać, że starał się przybyć jak najszybciej. Ja w tym momencie nie
wytrzymałem i po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Chciałem się tylko w
niego wtulić. Mój chłopak jednak tego nie spełnił. W zamian zaczął mnie czule
głaskać po poliku i zapytał co się stało. Właściwie to pierwszy raz widziałem
go aż tak przerażonego, ale raczej mój widok wcale nie zaliczał się do… Normalnego.
- Wczoraj jak poszedłeś na basen poszedłem z takim
jednym chłopakiem na spacer. Nawet nie wiem czemu to zrobiłem. I on w pewnym
momencie gdzieś poszedł. I dziś jak poszedłem pobiegać go spotkałem w parku. I
on krwawił i… Nie wiem co się stało. Ale wezwałem karetkę. I nie wiem, czy on
przeżyje. I-i-i… I sam już nawet nie wiem – powiedziałem i wtuliłem się w niego.
- Już cichutko – zaczął mnie czule głaskać po
głowie, a ja schowałem twarz w jego piersi.
- Nie wiem co teraz robić. Mówili, że będzie
policja i że przydadzą się moje zeznania… Mam iść teraz do szpitala?
- Jeżeli chcesz pójdę z tobą na policje i do
szpitala i gdzie będzie trzeba Mike, spokojnie – odpowiedział spokojnym i czułym
tonem.
- To… to może umyję się tylko i zmienię ubrania? –
zapytałem, wciąż potrzebując, aby to on podejmował decyzje.
- Dobrze, też muszę się przebrać – przypomniał mi
o tym, że go ubrudziłem krwią.
- Przepraszam… - powiedziałem cicho.
- Nie przepraszaj za nic – pogłaskał mnie
jeszcze.
Udało nam się szybko ogarnąć, w końcu to
było tylko trochę krwi. Powiadomiłem o wszystkim sekretariat, a następnie
udałem się z Saszą do lokalnego szpitala. Wiedziałem, że to najpewniej tam
zabiorą Chanyeola. Oczywiście spotkać się z nim nie mogłem, ale słyszałem, że
policja została już powiadomiona, a nawet była na miejscu. Zgodziłem się podać
swoje informacje oraz swoją wersję zdarzeń. Dowiedziałem się wtedy, że w razie
potrzeby skontaktują się ze mną. Wróciłem więc do Saszy. Nie miałem nic więcej do
robienia. Choćbym zapytał o stan Chana, ci by nic mi nie powiedzieli. Nawet
znajomość z pielęgniarkami nie wystarczyła do zerwania tego rodzaju zasad.
Pozostało mi zaledwie wrócić z moich chłopakiem do szkoły, choć nawet nie
wiedziałem, czy byłbym w stanie pójść na zajęcia. Wciąż w tle umysłu słyszałem,
że było to z mojej winy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz