Stanąłem przed wielkim, nowoczesnym budynkiem, składającym się z mieszanki drewna i szkła. Domyśliłem się, że to pewnie jakiś ważny punkt na terenie szkoły.
- Tutaj znajduje się gabinet dyrektora i recepcja. - głos dochodzący z tyłu potwierdził moje przypuszczenia.
Westchnąłem cicho. Znowu te wszystkie nudne formalności... Teraz przynajmniej miałem kogoś, kto może zrobić to za mnie.
- Victor, weź moje bagaże. - rzuciłem do brata stojącego za mną, a sam poprawiłem plecak zawieszony na ramieniu i ruszyłem w stronę recepcji.
Brat bez najmniejszego sprzeciwu zabrał wszystkie moje rzeczy i poszedł za mną. Spojrzałem na niego przez ramię. Był ode mnie starszy, a zachowywał się jak mój służący. Mógł przecież zwyczajnie się sprzeciwić. Ale taki już właśnie był. Czasem wyglądał, jakby spełnianie moich zachcianek sprawiało mu radość. Gdy ludzie na nas patrzyli nie mogli uwierzyć, że jesteśmy braćmi. Nasze charaktery zupełnie się różniły, tak samo jak wygląd. Wszyscy zawsze myśleli, że to ja jestem starszy.
Już po chwili brat, obładowany niczym wielbłąd, został w tyle. Zwolniłem trochę, bynajmniej nie z życzliwości. Przecież nie mogłem wejść do recepcji sam, bo wtedy musiałbym wszystko wypełniać samodzielnie, na co nie miałem ochoty.
Weszliśmy do budynku razem. Wziąłem bagaże od Victora i stanąłem z boku, czekając, aż wypełni wszystkie formalności. Tylko od czasu do czasu coś mu podpowiadałem. Z początku chciałem mieć pokój jednoosobowy, jednak rodzice uparli się, że powinienem stać się milszy i nawiązać jakieś nowe przyjaźnie.
- Matt, teraz musisz tylko wypełnić formularz, żeby można było dobrać ci współlokatora. - Vic podszedł do mnie z kartką.
- Nie chcę. Obojętnie mi. - burknąłem.
I tak nikt nie będzie odpowiedni - dodałem w myślach.
- Ale musisz...
- Napisz co chcesz. - przerwałem mu. - Zadzwoń po mnie, jak skończysz. - dodałem po chwili i skierowałem się w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Pozwiedzać.
Wyszedłem z budynku i znalazłem się na terenie szkoły. Dostrzegłem dormitoria, stołówkę i kolejny, wielki budynek, w którym zapewne były klasy. Moją uwagę przykuł basen, za którym znajdowała się kolejna budowla przypominająca siłownię. Postanowiłem pójść na basen później, gdy już się rozpakuję, a z braku innej rozrywki udałem się do parku.
Po krótkim spacerze dotarłem nad staw. Spodobało mi się tu, więc na chwilę przysiadłem na brzegu. Zanurzyłem dłoń w chłodnej wodzie, przyglądając się delikatnym falom tworzącym się na jej powierzchni. Gdyby nie było tak chłodno, z pewnością wszedłbym do wody. No i Victor pewnie już kończył zapisywanie mnie do szkoły, więc musiałem wracać...
Niechętnie podniosłem się z ziemi i ruszyłem przed siebie spokojnym krokiem. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę jakiś głos, ale kiedy się odwróciłem, nikogo nie dostrzegłem. Tafla wody była zmącona w pewnej odległości od brzegu. Zrzuciłem to na ryby i ignorując swoje podejrzenia znów ruszyłem przed siebie.
Nagle poczułem silne uderzenie w głowę. Jęknąłem głośno, zginając się w pół. Spojrzałem na ciemny przedmiot leżący obok mnie. Kamień? Co za idiota rzucił we mnie kamieniem? I to w głowę?
Odwróciłem się, masując obolałe miejsce. Dopiero teraz zobaczyłem chłopaka, stojącego dość daleko ode mnie. Co za gnojek... Gdy zobaczył, że na niego patrzę, przez chwilę jakby się ucieszył, co niezmiernie mnie zirytowało. Schyliłem się po kamień, którym oberwałem, po czym cisnąłem nim w stronę nieznajomego. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, ale powinien dostać karę. Oberwał w brzuch. Widząc, jak go zabolało, uznałem że dostał to, na co zasłużył. Odwróciłem się i zacząłem się oddalać. Kto to widział, rzucać kamieniami w ludzi...
Myślałem, że będę miał teraz spokój, jednak bardzo się myliłem. Usłyszałem za sobą kroki, a po chwili nieznajomy chłopak, od którego oberwałem, chwycił mnie za ramię. Spojrzałem na niego z góry. Nie dlatego, że czułem się lepszy albo co, ale dlatego, że chłopak był po prostu niski. Spojrzał na mnie spod swoich ciemnych loków.
- Co ty odwalasz? - rzucił na wydechu.
- To samo pytanie mógłbym zadać tobie. - odparłem, unosząc jedną brew.
Strzepnąłem z ramienia jego dłoń i ruszyłem w swoją stronę, zostawiając go z tyłu. Co za brak kultury... Najpierw rzuca we mnie kamieniem, a potem jeszcze ma pretensje.
- Ej, nie ignoruj mnie! - usłyszałem za sobą jego głos.
No cholera... Czy on ma zamiar zostawić mnie wreszcie w spokoju?
Oczywiście nawet się nie odwróciłem. Zebrałem w sobie całą swoją cierpliwość i nie zwracałem na niego uwagi nawet wtedy, gdy głośno szurał liśćmi, kopał we mnie szyszki i deptał mi po piętach. Myślałem, że w końcu wybuchnę, ale na szczęście dotarłem już do swojego celu. Dopiero gdy wszedłem do recepcji, niski chłopak dał mi spokój i najwyraźniej znudzony poszedł w swoją stronę.
Vic czekał już na mnie z bagażami.
- Kto to był? - spytał od razu, gdy do niego podszedłem.
- Jakiś wkurzający typ. - wzruszyłem ramionami.
Brat pokiwał tylko głową.
- Załatwiłem wszystko. Teraz musimy tylko iść do twojego pokoju.
Tym razem zabrałem część swoich bagaży. Victor zostawił mnie pod drzwiami z numerem 119, żegnając się ze mną. Pewnie nie zobaczę go przez długi czas, ale średnio mnie to obchodziło. Otworzyłem drzwi swojego nowego pokoju i nogi się pode mną ugięły. Pomieszczenie pewnie byłoby bardzo ładne, gdyby nie wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado.
- Jak ja mam tu mieszkać? - jęknąłem sam do siebie.
Zacząłem się zastanawiać, kim jest mój współlokator, że narobił takiego bałaganu. Chyba będę musiał go przeszkolić...
Nie miałem zamiaru rozpakowywać się w takim bałaganie, więc chcąc nie chcąc zacząłem sprzątać. Papiery i wszelkie śmieci po prostu wyrzuciłem, a rzeczy należące prawdopodobnie do współlokatora położyłem na jego łóżku. Łazienka wcale nie wyglądała lepiej, więc i ją wyczyściłem.
Zmęczony sprzątaniem położyłem się na swoim łóżku. Pokój nie prezentował się teraz tak źle. A łóżka miały baldachimy, co bardzo mi się spodobało. Będę mógł cieszyć się chociaż odrobiną prywatności.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Czyżby przyszedł mój współlokator?
Szczęka mi opadła, kiedy w progu stanął ten sam niski chłopak z kręconymi włosami, które wcześniej za mną szedł.
Czy to jakiś perfidny żart?
Gdy chłopak mnie zauważył wyraźnie się zdziwił, a w jego oczach zobaczyłem dziwny błysk.
Niewiele myśląc zasłoniłem łóżko baldachimem. Materiał nie był zbyt prześwitujący, więc otoczyła mnie ciemność. Oparłem głowę o poduszkę zastanawiając się, co takiego złego zrobiłem, że zasłużyłem na ponowne spotkanie tego gnojka. I to w takich okolicznościach...
Moje rozmyślania przerwało nagłe uderzenie w brzuch. Coś wleciało w baldachim i przygniotło mnie. Usłyszałem ciche trzaśnięcie i nagle cały materiał spadł, całkowicie mnie przykrywając.
Zacząłem wierzgać nogami, próbując się wydostać. W końcu udało mi się skopać materiał. Cały poczochrany, zacząłem rozglądać się po pokoju. Wredny kurdupel siedział zadowolony na podłodze, zaplątany w mój baldachim. Czy ten idiota w to wskoczył i zerwał to z sufitu? Zacząłem się zastanawiać, co do cholery siedzi w jego głowie.
Na szczęście hak nie został wyrwany z sufitu. Wyplątałem chłopaka z materiału i chwyciłem baldachim, po czym wszedłem na łóżko. Kilka razy prawie spadłem, ale udało mi się naprawić całą konstrukcję. Głupek miał szczęście, że nic nie zniszczył...
Zszedłem z łóżka i poprawiłem włosy, które sterczały na wszystkie strony. Popatrzyłem na kurdupla, który cały czas obserwował mnie z uśmiechem. Prychnąłem pod nosem i położyłem się na łóżku, plecami do niego, modląc się, żeby to był tylko głupi sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz